AT: To spotykane nadal powszechnie zero-jedynkowe myślenie. Klasyczny podział na dobre i złe.
Jakub Andrzejczak: Problem polega na tym, że wiele osób ma taki styl myślenia, jakiś rodzaj nostalgii za czasami, które minęły. Ludzie tak bardzo żyją wspomnieniami o wspaniałej przeszłości, że do głowy im nie przyjdzie, żeby zmieniać teraźniejszość swoich dzieci. To jest taka porównywarka czasów i zdarzeń. Widząc zaangażowanie dzieci w media społecznościowe podczas spotkań rodzinnych, tym rodzicom nie przyjdzie na myśl, aby zrobić coś wspólnie z dziećmi, np. rozpalić ognisko, pójść na spacer. Oni tylko żyją nostalgią czasów minionych.
W swojej praktyce najczęściej spotykam się z modelem „zdesperowanego poszukiwacza”. To rodzice, którzy mają pewien poziom świadomości na temat zagrożeń w sieci. Szukają, funkcjonują w grupach online, rozmawiają z innymi rodzicami. Znajdują różne metody np. na ograniczenie dzieciom czasu w Internecie. Potem mija parę dni i okazuje się, że ta metoda nie działa.
AT: Co zatem może zrobić taki przeciętny rodzic?
Jakub Andrzejczak: Nie chodzi o „gonienie cyfrowego króliczka”, bo to jest nieosiągalne, a dzieci są kilkaset megabajtów przed nami i zawsze będą. Chodzi bardziej o pójście w stronę relacji. Bez posługiwania się tymi wszystkimi stereotypami i mitami, których używamy codziennie w komunikacji z dzieckiem.
AT: Ta inicjacja w świat cyfrowy coraz młodszych dzieci jest niebezpieczna? To jest rzeczywisty problem?
Jakub Andrzejczak: Ja współuczestniczę w poznawaniu świata cyfrowego z moim 8-letnim synem. Gramy w Minecrafta, on wykorzystuje youtube’a, bo fascynuje się pająkami i hoduje ptaszniki. Uwielbia oglądać programy o nich. Chcę w sposób zdrowy i naturalny wprowadzać moje dziecko w przestrzeń świata cyfrowego. Znacznie poważniejszym problemem jest jeszcze wcześniejsza inicjacja coraz młodszych dzieci z mediami społecznościowymi. To jest tak niesamowicie niebezpieczna przestrzeń, w której dzieci zaczynają bardzo szybko modelować zachowania osób dorosłych, a co gorsza, w taki sposób się zachowywać, aby zyskać atencję innych osób. Dzieci są do tego kompletnie nieprzygotowane. Docierają do treści, do których nie są przygotowane rozwojowo.
AT: Często rodzice zadają sobie pytanie o gotowość dziecka do włączenia się w świat cyfrowy.
Jakub Andrzejczak: To, czy dziecko jest gotowe na zarejestrowanie się na fejsbuku, Instagramie, czy Tik Toku ma w mojej opinii drugorzędne znaczenie. Pierwszorzędne znaczenie ma tutaj kwestia, czy ja, jako rodzic jestem gotowy, żeby udostępnić mojemu dziecku te przestrzenie?
Pytanie o gotowość rodzica, to pytanie, w jakim stopniu ten rodzic jest w stanie prowadzić dialog z dzieckiem na temat wszystkiego, do czego dziecko może potencjalnie w Internecie dotrzeć. Dla przykładu, czy rodzice 8-letnich dziewczynek mają nie tyle umiejętności, co odwagę, aby rozmawiać ze swoimi córkami o przemocy, o nękaniu, o hejcie, o seksualności, które są obecne w cyfrowym świecie.
Często powtarza się, że „młodzi ludzie tak szybko dorastają”. To jest błędna diagnoza, bo nie mogą szybko dorastać, ale my jako społeczeństwo możemy tworzyć takie wrażenie. To my, dorośli pchamy do tego młodych ludzi. Ekscytujemy się, gdy dziecko jest inteligentne, nad swój wiek „dorosłe”. Wypowiada się jak dorosły. Myślę, że takie wrażenie tworzymy, kiedy pozwalamy im docierać do takich treści, do których nie są przyzwyczajone rozwojowo. W konsekwencji to spowoduje, że nie tylko zabierzemy im dzieciństwo, ale i dorosłość.